Paul Brewster: From Wearside through Warsaw to Somewhere Else – ‘Talk’ of an Artist on the slide to success or oblivion.

Tuesday, January 30, 2007

EXHIBITION DETAILS

ARTICLE IN GAZETA WSPÓŁCZESNA - MAGAZYN TYDZIEŃ BY JOANNA KLIMOWICZ

For those of you fluent in Polish, a rather nice article by Joanna Klimowicz which appeared in the press just before the opening:


Paul śmieje się szczerze, całym sobą. Choć podczas pozowania do zdjęć robi poważną, skupioną minę, to zaraz po sesji żartuje: „Zróbcie ze mnie gwiazdę rocka!". Nie ma w nim stereotypowych cech Anglika: słynnej flegmy i sztywności. Jest za to ogromna ciekawość świata, drugiego człowieka, krajobrazu innego niż ten zapamiętany z dzieciństwa, z rodzinnegoSunderland. Nową rzeczywistość smakuje dogłębnie, oswaja za pomocą płótna i farb. Zanim zaczynamy wywiad, wyrywają mu się pytania, po czym skonsternowany śmieje się sam z siebie: „OK. To ty jesteś dziennikarzem. Ja odpowiadam".


Kierunki się pomyliły

Paul ma ciekawy życiorys, pełen zawodowych sukcesów. Przez dłuższy czas mieszkał i tworzył w rodzinnej północno-wschodniej Anglii. Najpierw studiował rzeźbę, potem malarstwo. W 1994 roku otrzymał dyplom magistra sztuk pięknych Uniwersytetu w Nortumbrii. Nie minął rok i dostał dotację rządu brytyjskiego dla artystów. Był też nominowany do pierwszej nagrody i zgarnął wyróżnienie w międzynarodowym konkursie portretu (International Portrait Awards). Sukces powtórzył w 1997 roku. Jego obrazy można było oglądać na corocznych wystawach pokonkursowych w Galerii Portretu wLondynie (National Portrait Gallery). Wystawiał też w galeriach w Anglii: w Huntingdon, Londynie, Newcastle, Kendal, Middlesbrough, w Aberdeen w Szkocji, w Belfaście w Irlandii Północnej, a także w USA. Jego prace znajdują się w galeriach oraz zbiorach prywatnych w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i w Europie. Dysponują nimi instytucje publiczne, m.in.: Stowarzyszenie Muzeów i Galerii Hrabstwa Tyne and Wear, Uniwersytet w Sunderland, Ratusz Miejski w Sunderland, Budynki Rządowe Unii Europejskiej w Brukseli. Po czterech latach spędzonych w Londynie, zdecydował się na wielki i ryzykowny krok – wyjazd do Polski. Polacy, którzy z kolei zaczęli przyjeżdżać do Anglii „za chlebem", śmiali się z Paula w kułak: „Pomyliły ci się kierunki! Nie w te stronę!".

Pyszna kranówa

Paul nie zrezygnował. Wiedział, co robi. Do Polski przygnała go miłość. [...] Najpierw zamieszkali wWarszawie. Połtora roku temu postanowili osiąść w Białymstoku. Decyzji nie żałują. To zdecydowanie bardziej przyjazne miasto – uważają oboje. Ale i tu niemało rzeczy zaskakuje Paula. Np... woda.– Przecież tutejsza kranówa smakuje dużo lepiej niż angielska, a nie można jej pić – dziwi się. Zachwyca się transportem publicznym. Autobusy są co 10 minut. Może te w Anglii są nowocześniejsze i czystsze, ale nie kursują tak często. Podziwia poziom edukacji artystycznej młodzieży, zwłaszcza muzycznej. Zresztą generalnie uważa, że edukacja jest tu na wyższym poziomie. Smakują mu kiełbaski. Sery – nie!

Czekając na farbę

Paul zmieniłby przepisy ruchu drogowego. Do szału doprowadza go, że trzeba stać na czerwonym świetle, na puściutkim skrzyżowaniu, kiedy nic nie jedzie. I wreszcie tu dotarła do jego świadomości przepaść pomiędzy zasobnością portfeli Polaków i Brytyjczyków. – I w sklepach pewnych rzeczy nie ma... Np. kończy się biała farba, czekam, aż ją sprowadzą i nie mogę malować... przez sześć tygodni – z pewnym zażenowaniem zauważa Paul. [...] Na szczęście nie musiał jeszcze załatwiać żadnych formalności, nie odstał swojego w kolejkach w urzędzie czy w banku, zakładając tygodniami konto. Nie kupował, ani – tym bardziej – nie budował domu. Nie wiadomo, czy potraktowałby poważnie polskie procedury, czy też umarłby ze śmiechu. – Anglicy nie zdają sobie sprawy, jak im dobrze. Wszystko biorą za pewnik, wszystko im się należy – wzdycha. – Chciałbym tutaj ułożyć sobie życie, ale to niełatwe. Nie tylko dlatego, że jestem cudzoziemcem, ale też artystą.

Zamknięty w bezpiecznym miejskim krajobrazie

Tutaj, w Polsce, po siedmioletniej przerwie (kiedy skupiał się na video), Paul wrócił do malowania. Po głowie chodzi mu oczywiście malowanie postaci, ale jeszcze do tego nie dojrzał. Powodem, dla którego postać ludzka zniknęła z jego twórczości po przyjeździe do Polski, jest to, że jeszcze nie do końca odnalazł się w nowej rzeczywistości. Oswaja ją powoli. Na początku uderzyły go podobieństwa, jednak uznał, że to pierwsze postrzeganie było powierzchowne. Cóż z tego, że wieżowce czy bloki w Białymstoku i Sunderland wyglądają na pierwszy rzut oka tak samo? Miejskie pejzaże (bo ten cykl powstał na początku) dają mu poczucie bezpieczeństwa, zamknięcia w znanej zurbanizowanej przestrzeni, ale jednocześnie wydobywają różnice. Miały być tylko „pomostem" między starym a nowym domem, a stały się bardzo ważnym etapem twórczości. Ważniejszym, niż się spodziewał. Do tego stopnia, że gdy zaczął drugi cykl, związany z Pojezierzem Augustowskim, elementy miejskie zaczęły się ni stąd ni z owąd pojawiać w augustowskich pejzażach.

Kochają ziemię i kościoły

– Ten augustowski krajozbraz, ta wielka przestrzeń, wydaje się nie kończyć – zauważa artysta. – Bo w Anglii jest tak, że kończy się ląd i dalej jest morze. W Polsce ziemia ciągnie się w nieskończoność.Na jego wyobraźnię działa nie tylko kontynent w znaczeniu geograficznym, ale też mentalność ludzi, mieszkających na tej ziemi. Dostrzega, jak bardzo są z nią związani, że wiedzą, że od niej zależy ich życie i przetrwanie. Anglicy tej świadomości nie mają. Owszem, zdają sobie sprawę, że gdzieś ktoś żyje z uprawy roli, ale to jest tak odległe i obce, że nie zawracają sobie tym głowy. Dlatego ziemia nie jest dla nich tak wielką wartością.– Są wielkie różnice w mentalności Polaków i Brytyjczyków – uważa Paul. Jego zdaniem ludzie w Polsce są dużo bardziej konserwatywni i tłumnie chodzą do kościoła. Zastanawia się, dlaczego? Może dlatego, że pozycja kościoła umocniła się w procesie zmian politycznych...
Z kolei spodziewał się, że Polacy są dużo bardziej zaangażowani w politykę, a tymczasem tak nie jest. Z tymi kościołami jest podobnie jak z ziemią. W Anglii są jakieś odległe i mimo, że mieszkają tam ludzie wierzacy, to jednak nie tak blisko związani z miejscami kultu. Katedry przypominają Paulowi muzea, a parafialne kościoły zamienia się na inne obiekty albo wręcz burzy, bo i tak świecą pustkami. Ilość świątyń w Białymstoku po prostu go zszokowała. Oraz to, że wszystkie są pełne po brzegi.

Powrót do portretu

Prace Paula, przedstawiające krajobrazy Polski, przesycone są duchowością, jakąś ulotną zadumaną nostalgią. Tak widzi je artysta. Zarówno budynki z betonu i szkła, jak i osnute mgłą jeziora. Jest cierpliwy i niecierpliwy zarazem. Kiedy jakiś element mu się nie podoba, nie jest z niego do końca zadowolony, zamalowuje obraz i tworzy od nowa. Nieskończoną ilość razy. Krajobrazy nie znudziły mu się, chciałby je zgłębiać dalej. Ale jednocześnie doszedł do momentu, kiedy widzi je przez pryzmat duchowości człowieka. Tutejszego człowieka. Stąd tylko krok do powrotu do portretów. W głowie ma już pomysł na kilka z nich. Chce sportretować byłą modelkę Wisię, teraz dojrzałą kobietę, właścicielkę pubu w Warszawie. To bardzo interesująca osoba, wiele podróżowała. Paul już się cieszy, że kapituła międzynarodowego konkursu portretowego zdjęła w tym roku limit wieku dla artystów, startujących w nim. Za rok Paul wraca. Tymczasem przygotował swoją pierwszą indywidualną wystawę w Polsce. Jego prace w technice akryl na płótnie, pod zbiorczym tytułem „Stary krajobraz – nowy pejzaż", będą mogli oglądać melomani przy okazji piątkowych koncertów w Filharmonii Podlaskiej, wystawione będą w foyer.

Friday, January 19, 2007

NOT MUCH TO REPORT SOCIALLY...

.., but it was good to escape the work along with Białystok for the New Year break and great to be back in Warsaw - Must thank Andrzej and Jasz for letting us use the flat in Praga. Praga itself, which lies on the East side of the Wisła, I’d always intended to but never got around to visiting when I lived in Warsaw. The place is incredible - a bit of a photographer’s paradise if you like row upon row of tower blocks; and although we promised one another to avoid work as much as possible, both Dominika and I couldn’t resist spending half a day wondering around the place clicking away. The light proved fantastic that morning so from the hundred or so negs., and a bit of luck, we should just get one or two interesting shots.



Work aside however, and it was fantastic to see some old mates again and to pop down to Jazz Pub where Wisia, the landlady, just gets more glamorous month on month. She is irresistible though.., and I must say that I’ve been dying to photograph her since we first met her at the beginning of last summer. Being an ex model I’d expected an irresistible urge in her too to pop up whenever there was just a whiff of a camera about; perhaps it’s the professional in her however which leaves her cold at the idea of casual snap-shots, I dunno, but so far I’ve failed to convince her to pose for my own particular, proletarian lens. Additionally, I’d love to paint her, but so far – no joy there either, although there was a little hint this time of a ‘yes’ – ‘maybe’ – ‘next time’..! We’ll see though – she does seem as elusive as the sunshine we haven’t seen here for months. And, talking of portraits, good news there! I heard from a friend in England that the National Portrait Gallery are finally lifting the age limit on the BP Awards, so it’s time to knuckle down again to get something done for next year. I’m not ashamed to admit that I’m quite excited about the prospect of submitting work again for the annual event. Since I became ineligible, because of age back in 2001, I’ve missed the particular discipline involved in getting a portrait ready each year for the awards, and with it, the general excitement that goes along with getting involved in such a huge event. So hopefully, here we go again... Any takers for sittings.., Wisia..?

The work, in the lead up to the forthcoming show and in general, continues to develop nicely also. Step by step it’s beginning to move on from the ‘easier on the eye’ stuff which I’ve completed to-date, with the last canvas to complete for the exhibition itself looking much more substantial already than the others. Incorporating elements from some video and photographic work, which were shot from the windows of trains and buses while rushing through the Polish countryside a while back, it does possess less of a momentary air about it than the rest, but still thankfully seems to fit nicely with the completed canvases.

For now and until after the opening then – na razie